Operacja „Koń Morski” – polemika. Czyli Flota Bałtycka WMF a sprawa polska (i nie tylko).

27 lutego, 2024 0 przez Wiesław Goździewicz
Image source: © РИА Новости / Александр Гальперин

W nawiązaniu do wpisu Pana Płk. Korowaja na temat możliwego scenariusza operacji „Koń Morski”, obiecana polemika (nie krytyka, bynajmniej), ponieważ sądzę, iż warto pewne kwestie doprecyzować, inne wyjaśnić, a kilka sprostować.

Zacząłbym od trzech ogólnych tez, które stanowić będą punkt wyjścia do dalszych rozważań:

  1. Nikt nie zablokuje Floty Bałtyckiej w Zatoce Fińskiej, ponieważ w Zatoce Fińskiej (baza w Kronsztadzie) rosyjska Flota Bałtycka utrzymuje jedynie niewielkie siły przeciwminowe oraz dywizjon okrętów podwodnych, których nie da się tak łatwo „zablokować”. O siłach minowych i przeciwminowych więcej poniżej;
  2. Rosyjska Flota Bałtycka to nie tylko okręty, ale również piechota morska, SPECNAZ, lotnictwo i siły rakietowe, w tym baterie CDCM (Coastal Defence Cruise Missiles – przeciwokrętowych pocisków manewrujących obrony wybrzeża). Nie tylko państwa NATO w basenie Morza Bałtyckiego nimi dysponują. Wspomnieć należy o dość silnym komponencie OPL/OPRAK oraz stacjonujących w Obwodzie (niech będzie) Królewieckim wyrzutniach pocisków balistycznych krótkiego zasięgu Iskander oraz ich „manewrujących” odpowiednikach, czyli pociskach Iskander-K, których rzeczywisty zasięg nie jest znany, ale USA twierdzą, że znacznie przekracza 500 km, stąd decyzja USA o wystąpieniu z INF;
  3. Siły okrętowe stojące w porcie stanowią relatywnie łatwy cel (vide sytuacja floty UKR w 2014 r. i na początku rosyjskiej agresji w lutym 2022 r. oraz udane ataki ukraińskie na zacumowane i zadokowane okręty Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu czy Noworosyjsku). Wbrew pewnej obiegowej opinii, małe okręty rakietowe zacumowane w Kołobrzegu nie stanowiłyby wzmocnienia obrony wybrzeża, tylko nieruchome cele. Kluczem do przeżywalności okrętów jest ich mobilność i – gdzie to możliwe – skrytość działania.

Za pozwoleniem, nie będę wymieniał tez Pana Pułkownika, z którymi się zgadzam, bo jest ich wiele. Dla ułatwienia przyjmijmy, że tam, gdzie polemiki brak, tam też sporu brak, zwłaszcza że analizy OPFOR autorstwa Pana Pułkownika są prima sort. Polemika poniższa wynikać będzie z dwóch powodów:

  1. Mojego oczywistego „spaczenia” w kierunku morskiej domeny działań;
  2. Wieloletniej praktyki w planowaniu i analizie operacji połączonych, w których każdy rodzaj sił zbrojnych ma swoją rolę, która powinna być komplementarna względem pozostałych, nie „samodzielna”, a już na pewno nie konkurencyjna.

I z tej – połączonej, lekko skrzywionej ku morzu – perspektywy postaram się odnieść.

Koń Morski”. Morze Bałtyckie – szansa Rosji na pokonanie NATO? Według rosyjskich ekspertów wojskowych Flota Bałtycka miałaby przyszłej wojnie z NATO cztery zadania: 1) wsparcie desantu morskiego, 2) pomoc siłom lądowym z wybrzeża, 3) przerwanie blokady Kaliningradu, 4) przeprowadzanie ataków rakietowych i dronowych na statki handlowe oraz okręty wojenne NATO.

Pan Płk Korowaj, który sam dwa akapity niżej pisze, iż jednym z podstawowych zadań NATO będzie niszczenie rosyjskich okrętów przenoszących pociski typu Kalibr, nie wymienił pośród zadań Floty Bałtyckiej (i szerzej – całego Wojenno-Morskogo Fłota Rossijskoj Fiedieracyji – WMF) będzie prowadzenie głębokich uderzeń na zaplecze logistyczne i transportowe oraz infrastrukturę krytyczną państw NATO, również przy użyciu pocisków Kalibr. Przy czym uderzenia te – zgodnie z zasadami sztuki operacyjnej – będą skoordynowane, zsynchronizowane i zintegrowane z analogicznymi działaniami nie tylko pozostałych związków operacyjnych WMF, ale i lotnictwa dalekiego zasięgu oraz wojsk rakietowych. Pierwszy z przykładów „połączoności”, czyli tzw. targeting połączony, integrujący, synchronizujący i koordynujący na szczeblu operacyjnym środki oddziaływania wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Wprawdzie Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej są daleko w tyle wobec NATO pod tym względem, zwłaszcza jeśli chodzi o bieżące pozyskiwanie danych wywiadowczych na potrzeby targetingu (w szczególności IMINT), ale nie łudziłbym się, że polegać będą li tylko na zdolnościach jednego komponentu.

Czy z rosyjskiej perspektywy sytuacja Floty Bałtyckiej wygląda smutno? Po pierwsze, unikałbym w tym przypadku określeń nacechowanych emocjonalnie. Rosyjskie dowództwo rzadko kieruje się emocjami, częściej brutalnym pragmatyzmem. Właściwe pytanie powinno brzmieć: czy w tych niekorzystnych warunkach geograficznych Flota Bałtycka będzie w stanie wykonać postawione przed nią zadania? Odpowiedź jest, niestety, twierdząca, o ile nie podejmie się zawczasu skutecznego przeciwdziałania. Fakt, że poniesie przy tym poważne straty (niewątpliwie), może stanowić taktyczny sukces NATO, ale w pewnych okolicznościach RUS może przekuć tę taktyczną porażkę w sukces operacyjny, o czym zresztą Pan Pułkownik sam pisze.

Skuteczna blokada głównej bazy Floty Bałtyckiej, czyli Bałtijska, może nastąpić dopiero po rozpoczęciu faktycznych działań wojennych, Ale jeśli rosyjskie dowództwo będzie działać zgodnie z zasadami sztuki, ani w Bałtijsku, ani w Kronsztadzie nie będzie już czego blokować, bo większość sił okrętowych Floty Bałtyckiej od dawna będzie już w morzu. I obserwowanie przez NATO ewentualnych przygotowań do wyjścia w morze nie zawsze będzie receptą na sukces. „Maskirowka”, w tym coraz śmielej używane przez Federację Rosyjską systemy zakłócające pracę satelitów rozpoznawczych, pozorowane wyjścia w morze, ćwiczenia załadunku/rozładunku pocisków manewrujących, symulowane „odpalenia” tychże, ogłaszanie Notices to Airmen (NOTAM)/Notices to Mariners (NTM), zamykające części przestrzeni powietrznej/obszarów morskich na potrzeby LIVEX… Nie zawsze da się odróżnić przygotowania do faktycznego ataku od kolejnych SNAPEX i strona rosyjska będzie to bezwzględnie wykorzystywać, aż do momentu, w którym rzeczywiste cele pocisków odpalonych tym razem nie na potrzeby ćwiczeń, staną się oczywiste.

Zastanawiające jest, jakim cudem rosyjscy eksperci uważają Bałtyk za akwen nieprzydatny do działań podwodnych. Co nieco z ZOP miałem do czynienia, moi koledzy marynarze z flot sojuszniczych wielokrotnie podkreślali, jak trudnym dla działań ZOP akwenem jest Bałtyk, a jeśli w dodatku operują na nim nowoczesne okręty podwodne z napędem konwencjonalnym (SSK w nomenklaturze NATO), zwłaszcza wyposażone w napęd niezależny od powietrza (AIP), problem dla ZOP robi się jeszcze większy.

Rozumiem, co tam „były marynarz, wciąż prawnik” może wiedzieć…? To może zacytujemy oficera, który wciąż służy i zna ten „biznes” od podszewki?

Ale „były marynarz, wciąż prawnik” też trochę wie na ten temat. Nowoczesne SSK z AIP na Bałtyku mogą stanowić śmiertelne zagrożenie dla okrętów przeciwnika, zwłaszcza skutecznie wykorzystując specyficzne warunki hydrograficzne Bałtyku.

Z pewnym dystansem należy też podchodzić do porównania sił Floty Bałtyckiej i poszczególnych sojuszniczych, zwłaszcza w kontekście użycia grafiki z 2015 r. Aktualnie, obawiam się, bilans sił na Bałtyku przedstawia się nieco korzystniej dla Floty Bałtyckiej, biorąc np. pod uwagę, że z 5 szwedzkich OOP zdolność operacyjną posiadają trzy, polska @MARWOJ dysponuje jednym, Bundesmarine jest w stanie na Bałtyk skierować maksymalnie 1 OP, a „potężne” floty EST, FIN, LAT, LIT nie dysponują ani jednym OP, w dodatku posiadanymi siłami okrętowymi ledwie będą w stanie zabezpieczyć drożność szlaków żeglugowych do własnych portów. Jak zatem mają „zablokować Flotę Bałtycką” i to w dodatku w Zatoce Fińskiej, w której okrętów Floty Bałtyckiej właściwie nie będzie?

Ogólnie rzecz biorąc, w realiach współczesnych wojen wychodzenie okrętów ze strefy osłony przybrzeżnych systemów obrony powietrznej nie wydaje się najlepszym pomysłem. Bardzo wątpliwe jest „zapewnienie bezpieczeństwa żeglugi” przez Flotę Bałtycką, o czym piszą sami Rosjanie Teoretycznie morska część Floty Bałtyckiej może spróbować walczyć z flotą NATO z rakietami przeciwokrętowymi.

Tu należy wyjaśnić pewną zasadniczą kwestię: konieczność operowania okrętów w zasięgu lądowych systemów OPL/OPRAK dotyczy wyłącznie okrętów albo zbyt małych (czu=yli o niewystarczających rozmiarach i wyporności), by przenosić własne systemy OPL/OPRAK („małe, szybkie, zwinne”, np. „Iwanowiec”), albo wyposażonych w przestarzałe systemy OPL, niezdolne do zwalczania nowoczesnych przeciwokrętowych kierowanych pocisków rakietowych (pokpr), np. „Moskwa”. Nowoczesne okręty wojenne wyposażone w odpowiednie systemy wykrywania zagrożeń i systemy uzbrojenia, będą de facto wzmocnieniem naziemnych systemów OPL/OPRAK, a nie – jak sugerują niektórzy – obciążeniem dla nich.

Nie chcecie Państwo wierzyć prawnikowi, który jest oficerem rezerwy MW RP? Zatem polecam analizy Pana Kmdra Ogrodniczuka.

Czytamy tu m. in. o tym, o czym wspominałem wcześniej, czyli o możliwościach minowania podejść do rosyjskich baz w Bałtijsku i Kronsztadzie – możliwych do realizacji wyłącznie po faktycznym rozpoczęciu działań zbrojnych, więc w praktyce uniemożliwiającego (a raczej utrudniającego) powrót okrętów Floty Bałtyckiej do Bałtijska czy Kronsztadu. Przy czym zdolności NATO w zakresie faktycznego stawiania min są ograniczone, i tu też pojawia się kwestia tego, na ile sojusznicze okręty zdolne do stawiania min morskich będą w stanie zbliżyć się do odpowiednich podejść do portów w Bałtijsku czy Kronsztadzie w celu realizacji takiego zadania pod ogniem rosyjskich CDCM i lotnictwa wchodzącego w skład Floty Bałtyckiej.

To samo zresztą tyczy się faktycznych możliwości postawienia zagród minowych przez okręty Floty Bałtyckiej w Cieśninach Duńskich. Ale tu pojawia się pewna asymetryczna przewaga Floty Bałtyckiej: SSK zdolne do stawiania min morskich i rosyjskie zdolności minowania narzutowego szlaków morskich z powietrza, w praktyce „zapomniane” przez lotnictwo morskie NATO z wyjątkiem US Navy.

Zaminowanie Cieśnin Duńskich da Flocie Bałtyckiej bezcenny czas na działanie w basenie Morza Bałtyckiego, w tym np. prowadzenie wspomnianych wcześniej uderzeń przy pomocy pocisków manewrujących na ceke w głębi operacyjnej państw sojuszniczych.

„W praktyce odrębnym pytaniem jest, czy małe rosyjskie okręty rakietowe wytrzymają nowoczesne uderzenie z fregat NATO. Rosjanie uważają, że „Uran” to bardzo dobry, choć stary pocisk, ale aby „przestraszyć” nim niemiecką fregatę klasy Badenii-Wirtembergii, potrzeba co najmniej 3-4 z nich, ponieważ pocisk jest przeznaczony dla statków o wyporność do 5000 ton.”

Tu zaraz zapewne zbiegliby się zwolennicy tezy, że „40 sekund”, że 2 „Neptuny wystarczyły do zatopienia „Moskwy”…  Ale:

  1. Jeśli załoga działa prawidłowo, a procedury przeciwawaryjne realizowane są jak należy, uderzenie 2 pokpr w okręt wielkości fregaty nie powinno go zatopić;
  2. Dwóch „Harpoon’ów” potrzeba było do zatopienia bezbronnego właściwie holownika „Wasilij Biech” u wybrzeża Wyspy Węży.

Zatem skuteczność pokpr jest ograniczona, a nowoczesne okręty wojenne posiadają skuteczne systemy samoobrony, więc mit o „myśliwcach i rakietach oraz czołgach rozstawionych co 100 m” wzdłuż wybrzeża jako wystarczających środkach do obrony wybrzeża pozostaje mitem.

W strategicznych kalkulacjach dotyczących działań w basenie Morza Bałtyckiego tak popularne sformułowanie A2AD (Anti-Access Area Denial) lubimy upraszczać tę kwestię do względnie nowoczesnych systemów OPL/OPRAK średniego i dalekiego zasięgu. W analizie Pana Pułkownika zabrakło właśnie tego elementu – przeciwdziałania rosyjskim systemom OPL/OPRAK stanowiącym jeden (ale nie jedyny) element koncepcji A2AD. Bo to koncepcja znacznie szersza niż same systemy OPL/OPRAK, obejmująca również np. CDCM czy tak prymitywne (acz wciąż skuteczne) środki walki jak miny lądowe i morskie.

Rozbierając na czynniki pierwsze plan działania Floty Bałtyckiej bynajmniej nie skupiałbym się na zachowaniu przez nią sił okrętowych per se, ale zdolności do utrzymania „bąbla A2AD”
w szerokim rozumieniu, łącznie z utrudnieniem bądź uniemożliwieniem (na krótki czas) wejścia sojuszniczych sił wsparcia na Bałtyk, wymuszeniem użycia przez NATO samolotów 5 generacji do przełamania obrony powietrznej, zanim „do akcji” będą mogły wejść klasyczne COMAO,
w oparciu głównie o maszyny 4 generacji. I tu pełna zgoda z Panem Pułkownikiem – zakłócenie procesu RSOMI (Receiving, Staging, Onward Movement, Integration) sojuszniczych sił wsparcia może być zasadniczym celem operacyjnym strony rosyjskiej, jeśli zdecyduje się ona na zajęcie państw bałtyckich i otwarcie korytarza do Obwodu Królewieckiego.

Z operacyjnego punktu widzenia, operacje desantowe na estońskie wyspy Hiumaa i Saremaa mogą okazać się zbędne, jeśli rosyjskie lotnictwo taktyczne skutecznie porazi rozmieszczone tam baterie estońskich CDCM.

Gotlandia stanowi jednakże dylemat operacyjny, z uwagi na jej położenie umożliwiające objęciem zasięgiem systemów OPL/OPRAK oraz CDCM sporych fragmentów wybrzeży SWE, DNK,DEU i (częściowo) POL. Aczkolwiek utrzymanie garnizonu na Gotlandii wymagałoby od strony rosyjskiej uzyskania panowania w powietrzu nad obszarem Morza Bałtyckiego, szybkiego przerzucenia na wyspę systemów OPL/OPRAK oraz CDCM, a także względnie bezpiecznego morskiego szlaku zaopatrzeniowego dla garnizonu okupacyjnego na Gotlandii. Piekielnie trudne zadanie.

Czy zatem Flota Bałtycka nie ma szans? Szanse w mojej ocenie ma, przy łącznym spełnieniu następujących warunków:

  1. Prowadzenie działań zgodnie z zasadami sztuki, w tym „maskirowka”, pozoracja, kamuflaż i wyjście z baz pod fałszywym pretekstem;
  2. Sprawna synchronizacja i koordynacja działań w poszczególnych domenach (morskiej, lądowej, powietrznej, cybernetycznej i kosmicznej), w tym uderzeń na głębokie zaplecze NATO  – pięta achillesowa SZRF;
  3. Zaminowanie Cieśnin Duńskich na wczesnym etapie konfliktu;
  4. Utrzymanie „parasola” A2AD, w tym OPL/OPRAK, CDCM, jak również minowania lądowego i morskiego w celu maksymalnego zakłócenia procesu RSOMI sojuszniczych sił wsparcia;
  5. Ograniczenie celów strategicznych operacji do trzech państw bałtyckich z jednoczesnymi działaniami hybrydowymi mającymi na celu podważenie jedności Sojuszu i osłabienie wioli wsparcia państw bałtyckich (skuteczność mało prawdopodobna);
  6. Akceptacja wysokich strat niezbędnych dla realizacji celów operacyjnych, w tym uderzeń na głębokie zaplecze NATO – Flota Bałtycka nie będzie miała znaczenia strategicznego
    w kalkulacjach rosyjskiego Sztabu Generalnego, chyba że wyposażona zostanie
    w taktyczną broń jądrową, a wręcz może zostać „spisana na straty”, o ile „Stawka” uzna, że przyczyni się to do realizacji celów operacyjnych/strategicznych operacji.

Czy zatem Flotę Bałtycką należy ignorować? Absolutnie nie. Ale skuteczność jej działań w dużej mierze zależeć będzie od bilansu sił w początkowym etapie kryzysu, czyli od stanu posiadania sojuszniczych flot wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego (POL, DEU, DNK, SWE, FIN, LAT. LIT, EST), jak i sojuszniczych jednostek wzmacniających chociażby OPL/OPRAK polskich obiektów infrastruktury krytycznej, ale także działalność w zakresie wsparcia JISR. Dlatego należy kontynuować modernizację i rozbudowę Marynarki Wojennej RP, pod kątem samodzielnych oraz sojuszniczych operacji zarówno w czasie „P”, „K”, jak i „W”, pamiętając przy tym, że zdecydowaną większość zadań okręty wojenne realizować będą w czasie „P” i „K”, ale musza być wyposażone i uzbrojone w sposób zapewniający im możliwość skutecznego udziału w połączonej, sojuszniczej operacji obronnej czasu „W”.

Czyli #PoCoNamMarynarkaWojenna, odc..