ILUZJA ZARZĄDZANIA ESKALACJĄ

12 maja, 2023 0 przez Mikolaj Susujew

Niedawno podczas swego wystąpienia w mieście Bendorf kanclerz Niemiec Olaf Scholz podkreślił, że zachodnia broń jest wysyłana Ukrainie pod rygorystycznym warunkiem, że nie może ona być wykorzystana do uderzeń na terytorium Rosji.

Można byłoby uznać, że podobne deklaracje są robione albo ze względu na pewną specyfikę niemieckiej wewnętrznej sceny politycznej i na użytek pewnych grup wyborców, którzy chcieliby by usłyszeć podobne deklaracje, albo to jest po prostu taka próba pokazania Rosji, że wciąż jeszcze, nawet teraz, pozostawiamy pewną niedomkniętą furtkę dla was. Można byłoby uznać, że Scholz i inni politycy zachodni sugerujący podobne rzeczy, wszystko rozumieją i zdają sobie sprawę, że tu nie chodzi o żadne realne zarządzanie eskalacją. Ale jest też duże prawdopodobieństwo, że nawet dziś, mimo wszystko to są wciąż dość szczere deklaracje i całkiem świadomie prowadzona polityka na poważnie zakładająca, że takie wymogi stawiane Ukrainie uchronią Zachód przed niekontrolowaną eskalacją. I dobrze jeżeliby podobne deklaracje słychać było tylko z ust polityków. Ale przecież i wojskowi z USA w zasadzie otwarcie mówią podobne rzeczy. Że Rosja to mocarstwo atomowe i nie dajemy niektóre typy uzbrojenia, bo nie chcemy eskalacji.

I powiem wprost, jeżeli uznamy, że to jest świadoma polityka zachodnich państw w tej wojnie, to jest to po prostu rażąca niezdolność zrozumienia, jak myślą, działają i reagują Rosjanie. To jest maksymalnie mylne wyobrażenie o tym, jak może wyglądać gra w eskalację z Rosją. Kraje zachodnie kontrolują przebieg tej wojny tylko we własnej głowie, ale absolutnie nie na polu bitwy. Tak, one oczywiście ograniczają możliwości ukraińskie, ale nie otrzymując nic w zamian. I na pewno nie jest to ograniczenie ryzyka eskalacji. Wręcz odwrotnie, oni oddają kontrolę w pełni w ręce Rosjan i tamci działają zupełnie swobodnie. Są ograniczeni tylko własnymi zdolnościami, czy ich brakiem, i własnym rachunkiem strat i zysków. Atakują albo nie atakują, wykorzystują pewne swoje zdolności tylko wtedy, jeżeli realnie je mają i uważają, że w tej chwili im się to opłaca, albo nie wykorzystują , bo ich nie mają. I nie ma żadnego znaczenia, czy Ukraina coś robi, czy nie robi. To nie jest odpowiedź na ukraińskie działania. Zachodnie społeczeństwa i władze nadal traktują Rosję tak, jakby to był taki sam zachodni kraj, ale po prostu z niektórymi ograniczeniami. Ale to zupełnie tak nie jest. Rosja jest krajem z mocno kontrolowaną przestrzenią informacyjną. Odporna w dużym stopniu na oddziaływanie z zewnątrz i jednocześnie w stylu iście goebbelsowskim jest zdolna po prostu kreować w swojej przestrzeni nowe wydarzenia zupełnie zmyślone. Nie przekłamywać rzeczywistości, a tworzyć ją od nowa, alternatywną, po to, żeby później na te rzekome wydarzenia reagować. Wystarczy wspomnieć, jak zaczynała się wojna. Ukraiński rząd robił maksymalnie dużo, by nie prowokować Rosjan i żeby nic nie mogło posłużyć jako pretekst z ukraińskiej strony dla wybuchu wojny. Ale to było bez znaczenia. Bo decyzję na Kremlu już podjęto. Wystarczyło, by FSB wysadziło gdzieś w przygranicznym lesie jakąś drewnianą chałupę i zupełnie bez powodu ogłosić ewakuację całego Donbasu do Rosji, żeby później rzekomo reagować na prośbę o pomoc ze strony marionetkowych DRL i ŁRL. Zachodnie kraje nie dają Ukrainie samolotów, by nie eskalować? Co z tego. Jeżeli Rosja będzie potrzebowała, jutro pokaże jakieś dwa kawałki metalu z kilku napisami w języku angielskim i ogłosi, że to zestrzelony zachodni samolot atakujący rosyjską elektrownię atomową. Albo jeszcze jakiś inny cel. To bez znaczenia. Liczy się tylko decyzja Kremla. Bo Rosjanie są zdolni niektóre wydarzenia w tej wojnie zupełnie zignorować, jeżeli im się nie opłaca reagować na nie ( i wtedy kontrolowane rosyjskie media i o dziwo, tak, tak kontrolowane telegramy, mogą to wydarzenie zwyczajnie zignorować ), albo w innej sytuacji na odwrót, Rosjanie są zdolni stworzyć dla siebie pretekst z niczego. Nawet nie potrzebują żadnej prawdziwej prowokacji, bo mogą podnieść do jej rangi zupełnie wymyślone zdarzenie, które nie miało miejsca w rzeczywistości. Przykładem – cały wątek z amerykańskimi laboratorium z bronią biologiczną na Ukrainie, który Rosjanie trzymają w zapasie i mogą rozwijać dalej w każdej chwili jeżeli tylko bedzie taka potrzeba.

Mówienie, że czegoś nie dostarczamy Ukrainie, by nie atakowała terytorium Rosji, czy, że nie może atakować jej terytorium za pomocą broni, którą już dostarczyliśmy i myślenie przy tym, że w ten sposób gramy w drabinę eskalacyjną z Rosją, to jest nie tylko absurd, to jest też konkretna schizofrenia.

Po pierwsze dlatego, że każdy kto miał do czynienia w swoim życiu z prawdziwym konfliktem z jakimś agresywnym Rosjaninem, dobrze wie, że odpowiednią reakcją na taką agresję, są maksymalnie twarde i zdecydowane działania. Inaczej mówiąc pokazanie adekwatnej siły. Agresywnego Rosjanina trzeba uderzyć mocno. To nie tylko deeskaluje zazwyczaj konfliktowej sytuacji, ale i wzbudza u takiego agresora szacunek. Bo tylko po tym, jak go pokonasz, może cię uznać, za równego sobie. Próbę uniknięcia eskalacji poprzez wstrzymanie się, poprzez odwołanie się do pokojowych rozwiązań, Rosjanin potraktuje jako twoją słabość i niezdolność do brutalnych działań, nad którą może dominować. Więc taka postawa zazwyczaj eskaluje sytuację i zachęca go do większej agresji. To jest znany rosyjski fenomen, kiedy najpierw porządna bijatyka – a później szczera rozmowa i najlepsi przyjaciele. Tak, to ta właśnie zagadkowa ruska dusza, która w rzeczywistości nie jest aż tak zagadkowa. Bo w takim postępowaniu jest logika. Po prostu trzeba przyjąć inną od naszej percepcję. Inną racjonalność jak gdyby. Trzeba przestać zakładać, że wszyscy w tym świecie mają pokojowy rozwój, dobrobyt i współistnienie za naturalny dla siebie priorytet. Bo tak nie jest. Inne społeczeństwa mogą mieć inne wartości niż te nasze.

No i po drugie, to jest schizofrenia dlatego, że z jakiegoś niepojętego dla mnie powodu, uznajemy, że Rosja ma uznawać takie same jak my granice Rosji i granice Ukrainy. Kraj, który otwarcie ignoruje suwerenność sąsiedniego państwa i anektuje jego terytorium, ma z jakiegoś powodu uznać zachodnią percepcję tego, jak ma wyglądać atakowanie czy nieatakowanie rosyjskich regionów. No ale przecież dla Rosji, 5 regionów Ukrainy, w których toczą się walki, są takimi samymi jej regionami, jak obwody kurski czy lipiecki. One są wpisane w jej prawo, w konstytucję. Publiczne poddawanie wątpliwości rosyjskiego władania tymi regionami jest karane według rosyjskiego prawa. Z politycznego punktu widzenia natomiast niektóre z tych regionów, są nawet ważniejsze niż te „stare” regiony. No na przykład ciągle atakowany przez Ukrainę obwód briański nikogo za bardzo nie interesuje w Rosji. Te uderzenia, które tam mają miejsce nie wzbudzają wielkich emocji w samej Rosji. Co innego uderzenia na rosyjska bazę w Sewastopolu na Krymie. Znaczenie tego miejsca z politycznego punktu widzenia jest o wiele większe.

No więc, dlaczego, Scholz czy gen. Milley uważają, że uderzenia na Krym są ok, bo niby to dla nich jest terytorium Ukrainy, a jeżeli by Ukraina uderzała natowska bronią infrastrukturę wojskową w okolicach Briańska – jest to ryzyko eskalacji? Podczas gdy w praktyce jest wręcz odwrotnie. Trzeba być konsekwentnym. I albo uznać rosyjską percepcję na tę kwestię i wtedy zakazać Ukrainie atakowania każdego terenu, który Rosjanie deklaruje jako rosyjski. Albo na odwrót, uznać, że to wojna i że Ukraina dla złamania karku rosyjskim siłom inwazyjnym ma prawo atakować agresora wszędzie, gdzie jest to niezbędne. Inaczej, to nie ma najmniejszego sensu z każdego punktu widzenia i służy tylko samozaspokojeniu zachodnich polityków. No i oczywiscie pozostaje opcja, że służy to zaspokojeniu stereotypowo myślących społeczeństw zachodnich, o czym wspomniałem już na początku tego tekstu.



Mikołaj Susujew


Autorska publicystyka na tematy polityczne i militarne. Pogląd Ukraińca ponad 15 lat mieszkającego w Polsce na stosunki międzynarodowe w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.